1.03.2011

Podsumowanie 2010 roku (Część 2)

Afganistan 2010

Afganistan roku 2010 to niezbyt przyjazne dla obcokrajowców miejsce. Co prawda mniej słyszy się o porwaniach cudzoziemców ale to z racji tego że wszyscy tam obecni jeżdżą w uzbrojonych po zęby konwojach i jedynym sposobem żeby ich dorwać jest podłożenie IED(58,4% żołnierzy koalicji straciło zresztą życie w 2010 roku w ten sposób)...

O ile wojna w Iraku to powoli zamykający się rozdział najnowszej historii świata to Afganistan pozostaje niekończącą się opowieścią o narodzie którego nikomu nie udało się podbić. Próbowało wielu od Aleksandra Macedońskiego począwszy przez Imperium Brytyjskie po ZSRR i obecnie zachodnią koalicję pod wodzą Stanów Zjednoczonych. O tym że wojna nie idzie po myśli Amerykanów wskazuje kilka znaczących faktów:

1) W ciągu ostatnich 31 miesięcy(2,5 roku) wojny siłami koalicji dowodziło aż 4 dowódców:

-Dan Kelly McNeill
-David D. McKiernan
-Stanley A. McChrystal
-David Petraeus(dowodzi od 6 miesięcy-objął dowództwo 4 lipca 2010)

O ile nominacja gen. Petraeusa wydaje się najlepszym możliwym posunięciem to tak częste zmiany na najwyższym szczeblu dowodzenia(między VI.2008-VI.2010 średnio co 6 miesięcy) dobrze o przebiegu wojny nie świadczą.

W tym miejscu warto zwrócić szczególną uwagę na postać gen. Davida Petraeusa którego spokojnie można nazwać "Zwycięzcą z Iraku"-to jego błyskotliwa i pomysłowa kampania(pamiętny "Surge" 2007,porozumienie z sunnitami i stworzenie ruchu "Przebudzenie") odwróciła losy wojny i ustabilizowała Irak. Ponadto jest on bardzo szanowany wśród podwładnych i szeregowych żołnierzy a jak wiadomo wysokie morale w armii to podstawa. Jego nominacja to świetne posunięcie jednak należało je uczynić już dużo wcześniej-najlepiej od razu po przekazaniu dowództwa w Iraku Raymondowi Odierno 16 września 2008. Oby nadzieje pokładane w Petraeusie nie okazały się zbyt daleko idące ale wydaje się że lata 2008-2010 zostały po prostu zmarnowane. Zresztą jeśli nawet Petraeusowi nie uda się wygrać w Afganistanie to kto ma tego dokonać?

2) Kolejny rok z rzędu rosną straty koalicji(711 zabitych-dane za icasualties.org) mimo powtórki z "Surge" z Iraku - dodatkowe 30 tys amerykańskich żołnierzy wysłanych do Afganistanu to dużo mniej niż żądał tego sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych Robert Gates oraz poprzednik Petraeusa gen. McChrystal i może nie wystarczyć do uspokojenia sytuacji.

Na niekorzyść Amerykanów działa również fakt że prawie cały 36% wzrost strat w ludziach w koalicji poniosła armia USA(ze 190 zabitych żołnierzy więcej w porównaniu do roku 2009 aż 182 było Amerykanami). W sumie w 2010 w Afganistanie poległo 499 żołnierzy USA(dla porównania w najgorszym dla nich 2007 roku w Iraku zginęło ich 904). Jeśli rok 2011 nie będzie przełomowy(a nic na to nie wskazuje) to Amerykanom i koalicjantom może nie starczyć cierpliwości żeby jeszcze bardziej zaangażować się w afgańską wojnę.
        Liczba zabitych żołnierzy koalicji w Afganistanie 2001-2010

3) Mimo że liczebność afgańskiego wojska wzrosła do 134 tys a do końca tego roku ma sięgnąć 171 tys żołnierzy to nikt nie łudzi się że byłoby ono w stanie utrzymać rząd Karzaja u władzy. Nakłady na jego szkolenie i wyposażenie wzrosły ale czy przyniesie to wymierny efekt jakościowy trudno w tej chwili przewidzieć. Siły policyjne na które również koalicja nie szczędzi środków są przecież totalnie skorumpowane a ogromnym problemem wśród policjantów jest dezercja i współpraca z Talibami.

4) Rząd Karzaja jest skrajnie niepopularny wśród Afgańczyków,według ujawnionych przez Wikileaks depesz amerykańskich dyplomatów również słaby,skorumpowany i nieudolny a jego władza ogranicza się tylko do Kabulu.

5) Rozmowy pokojowe z Talibami które prowadzi po cichu rząd Karzaja nie przyniosły większych rezultatów-nic dziwnego skoro wojna nie toczy się po myśli zachodniej koalicji,społeczeństwa zachodnie są nią od dawna zmęczone i żądają wycofania swoich wojsk z Afganistanu(tak jak uczynili to Holendrzy) a kiedy to się stanie Talibowie nie będą musieli dzielić się władzą.

26 listopada interwencja USA w Afganistanie zrównała się długością trwania z interwencją ZSRR w latach 1979-1989(co niestety nie zostało zauważone w mediach) więc jest to świetna okazji żeby je obie między sobą porównać.

Na pewno obie wojny różni sposób działania i liczba ofiar cywilnych która była zdecydowanie wyższa kiedy ZSRR nie patyczkował się z ludnością wspierającą "duszmenów":

ZSRR - między 700 tys a 2 mln ofiar cywilnych
ISAF - między 14 a 34 tys ofiar cywilnych

Czyli różnica wynosi od 20 do ponad 140 krotności w liczbie zabitych. Trudno to zignorować...

Liczba strat wśród żołnierzy własnych:

ZSRR - 14 453 żołnierzy zabitych i 53 753 rannych
ISAF -  2 240 żołnierzy koalicji zabitych i około 12 500 rannych

Związek Radziecki w tym samym czasie stracił prawie 6,5 razy więcej żołnierzy niż ISAF a 4 razy więcej żołnierzy sowieckich odniosło obrażenia.

To są najbardziej wymierne wskaźniki którymi można porównać obie wojny choć trzeba przyznać że Mudżahedini w walce przeciwko Sowietom mieli spore wsparcie nie tylko w Pakistanie czy innych krajach muzułmańskich ale również w USA co było kluczowe w zwycięstwie(rakiety Stinger które pozbawiły ZSRR przewagi w powietrzu-tego na razie nie doświadczyły siły ISAF ale można domniemywać że w takim wypadku i przy rosnących szybko stratach wycofałyby się z Afganistanu jeszcze szybciej). W dodatku przynajmniej w teorii Pakistan nie współpracuje z Talibami i ściga ich oraz sojuszników pasztuńskich po pakistańskiej stronie podczas gdy w latach `80 Mudżahedini mieli tam całkowicie spokojną przystań(teraz muszą obawiać się choćby ataków dronów). Można się spierać kto lepiej kontrolował Afganistan ale bezsprzecznym faktem jest że USA wciąż może tą wojnę wygrać tak jak miało to miejsce w Iraku. Wtedy w połowie 2007 roku również nikt nie wierzył że można ten kraj ustabilizować...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz